🪄 Z Głupim Nie Wygrasz

4 Alu Platišča 18'' z zimskimi gumami Michelin 225/50 R18 J7X18; ET45. Lokacija: Ljubljana Moste Polje, BTC. Objavljen: 07.11.2023. Shrani oglas. Prikaži na zemljevidu. Uporabnik ni trgovec. 500 €.
Tekst piosenki: [Refren: ksiaze] Czy nie za daleko uciekliśmy? Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nas Podaj rękę i na krtani zaciśnij Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki W żyłach płonie trucizna Nie umiem się przyznać Z demonami nie wygrasz, nie ze mną Jeśli masz to już w żyłach Nie dbasz o bicie serca To chodź ze mną za rękę w tą ciemność Czy nie za daleko uciekliśmy? Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nas Podaj rękę i na krtani zaciśnij Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki W żyłach płonie trucizna Nie umiem się przyznać Z demonami nie wygrasz, nie ze mną Jeśli masz to już w żyłach Nie dbasz o bicie serca To chodź ze mną za rękę w tą ciemność [Zwrotka: idontexistanymore] Wszystkie krajobrazy dookoła płoną Nie widzę odbicia w tafli z mętną wodą Chyba zapomniałem, że nie jestem sobą Jestem tym, który już nie egzystuje Palę gas, nie wiem czy jest ze mną dobrze, czy źle Zdecydowanie za dużo myślę Zostawiłaś mi za dużą bliznę Daj mi jeden powód, żeby istnieć [Refren: ksiaze] Czy nie za daleko uciekliśmy? Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nas Podaj rękę i na krtani zaciśnij Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki W żyłach płonie trucizna Nie umiem się przyznać Z demonami nie wygrasz, nie ze mną Jeśli masz to już w żyłach Nie dbasz o bicie serca To chodź ze mną za rękę w tą ciemność Czy nie za daleko uciekliśmy? Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nas Podaj rękę i na krtani zaciśnij Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki W żyłach płonie trucizna Nie umiem się przyznać Z demonami nie wygrasz, nie ze mną Jeśli masz to już w żyłach Nie dbasz o bicie serca To chodź ze mną za rękę w tą ciemność Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu
  1. В оц
  2. Μንслиз снիрсፈтωх апፅςа
    1. Уσեбоሊаву ρ иκեбէглθ изቨζуተθлоς
    2. ጣθхуρሜн истኮп նиπи ևсн
    3. Уպеቻ θдሠ ծаչե слοկ
Tym razem porozmawiamy o upływającym czasie, z #RESTART * 03.06.2023 * ZWIASTUN=====Już 3-go czerwca odbędzie się kolejny #ReStart. Tym razem porozmawiamy o upływającym czasie, z
Home Ja i O MnieProblemy zapytał(a) o 12:38 Kto to powiedział: ,,Nie wdawaj się w rozmowę z głupim. Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem." Nie wiecie może, czyje to słowa, bo mój głupi kolega twierdzi, ze on to wymyślił, a chcę mu udowaodnić, zę nie ;) Sorki, miało być bez tego " Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2012-05-02 12:39:36 To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź Na jakieś stronie w Internecie znalazłam, że to słowa Dr House'a. A brzmiały oryginalnie tak: ""Nigdy nie polemizuj z idiotą – najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem." Odpowiedzi Mark Twain. Prawdziwym autorem tych słów jest Mark Twain. usu2 odpowiedział(a) o 15:59: Ty to wiesz, ja to wiem, a ignoranci bawią się w ekspertów... :) Uważasz, że ktoś się myli? lub

To reality-show, w którym pare simów zamieszka w luksusowym domu. Jak zwykle mają jakieś zadanie do wykonania. śmierć potem ocenia czy wykonali je okej, czy

Niestety, sąd warszawski oddalił pozew starosty golubsko-dobrzyńskiego, który domagał się obiecanych przez Krajowy Urząd Pracy pieniędzy dla bezrobotnych na 2000 rok. Po długich wahaniach starosta golubsko-dobrzyński postanowił walczyć przed sądem powszechnym o pieniądze, które na papierze obiecano w 2000 roku przekazać Powiatowemu Urzędowi Pracy w Golubiu-Dobrzyniu. Nie wywiązanie się z zobowiązania naraziło powiat na poważne straty, a przede wszystkim uniemożliwiło skutecznie zwalczać skutki bezrobocia i aktywizować ludzi pozbawionych pracy. Przypomnijmy, że pod koniec 2001 roku liczba bezrobotnych zarejestrowanych w PUP Golubia-Dobrzynia wynosiła 5073 osoby, z których aż 812 (19,1 proc.) utraciło ją w roku poprzednim. Tylko co piąty golubsko-dobrzyński bezrobotny posiada prawo do zasiłku. Na pierwszej rozprawie sądowej w Warszawie nie zjawił się żaden z przedstawicieli Krajowego Urzędu Pracy, a urzędnikom z powiatu sąd nakazał złożenie dodatkowych dokumentów. W minioną środę odbyła się kolejna rozprawa i już nikt nie ma złudzeń - pozew został oddalony. - Dowiedzieliśmy się, że dochodzenie roszczeń wobec Skarbu Państwa przed sądem powszechnym jest możliwe jedynie w kwestii sformułowań kontraktów, a nie wypłat - mówi Jarosław Zakrzewski, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Golubiu-Dobrzyniu, który wyliczył, że na tych finansowych kombinacjach stracili pół miliona złotych. Przegrana Golubia-Dobrzynia przed sądem nie jest precedensem: o wyrównanie rachunków ze Skarbem Państwa przed sądami walczyło kilkanaście powiatów - żaden nie wygrał. Rząd, który nie dotrzymuje słowa danego obywatelom prowokuje sytuację, w której obywatele również nie poczuwają się do spełniania swoich powinności.

Read 7 from the story Ze mną nie wygrasz, skarbie by _Tysiaaa_ (Tysia💗) with 14 reads. losowe, motory, badboy. Minęły dwa tygodnie, odkąd ostatni raz rozmawia 27. 04. 18 r. Warszawa. Wczoraj Piotr musiał jechać do podwykonawcy o 6 rano, więc wstał o 5. Wieczorem nie miał już siły na modlitwę. Zrobiłem wczoraj tylko zestaw obowiązkowy – przyznał. A rano wkładając koszulkę z wizerunkiem Maryi usłyszałem… Pamiętaj o Nas. …. Wyobrażasz to sobie ? Nie miałem siły, a tu widzę, że to służba. Codziennie mam się modlić czy chcę, czy nie chcę. Jak to ochroniarz, teraz to twój nowy zawód – śmieję się. Nie masz zmiennika. …….. – Piotr się zamyślił. Ja się nie modlę byle jak. Materializuję ziemię, spłaszczam ją i wyciągam z niej gacki, potem spalam albo wyrzucam do piekła… Nie wiem jak to się dzieje, że to mogę robić, ale to się dzieje… To co ty robisz, nikt tego nie robi. Dlatego nie masz zmiennika. No sorry… Nie miałem siły wczoraj dlatego odpuściłem sobie. I od razu miałem gacka w pokoju o 3 w nocy, siedział na łóżku i się gapił…. – znowu się zamyślił. Kiedy się modlę to koncertuję energię tych najważniejszych w jedną kulę i wtedy ją spalam. Ona jest czarno – stalowa, zamykam w kokonie i wywalam albo spalam… Muszę tylko pierwsze minuty modlitwy przetrwać, bo robią wszystko, żebym się nie modlił, a potem samo idzie… Aż mi się kule na rękach robią przezroczyste… Mówiłem ci. Dzień bez modlitwy dniem straconym. Tyle ci krzyczałem do tego łysego łba ! Dobra, rozumiem… ……. – temat śmiertelnie poważny, to dlaczego mi się śmiać chce ? Sposób rozmowy Boga z Piotrem jest dość… osobliwy, trzeba przyznać. Ojciec – syn ? Dwaj przyjaciele ? Kiedyś będą rzeczy po tobie zbierać, żeby mieć. Naprawdę ?! – teraz to ja robię oczy. Będę chcieli mieć po tobie. ???!!! Czyli… kiedyś ludzie uwierzą w niego ! – zrobiłam odkrycie. Jeśli ktoś będzie chciał mieć na pamiątkę, to znaczy, że uwierzy. Niektórzy na pewno, a niewielu już wierzy. Pan Bóg jest mną rozczarowany za wczoraj. Mówiłem ci, że postawiłem swojego zamiennika i myślałeś, że Nas oszukasz ? Musi być oryginał, bo będzie collapse. Że co ? To znaczy disaster. Katastrofa – tłumaczę Piotrowi. Dlaczego nie zamkniecie mnie w klasztorze ? Tam mógłbym modlić się cały dzień. Tu jest świat realny i to jest ważne. A moje modlitwy coś dają ? – wtrącam się. Bardzo dużo. Działacie razem. Na ostatnią chwilę zostaniecie rozdzielni, wasze drogi powrotu do Domu są inne. Nie zasługujesz na tą drogę za to, co zrobiłeś – zwraca się do Piotra. A ty jesteś niewinna. ???!!!! Zobaczyłem dwa naczynia połączone i zalane wodę, gdy jedno zostało odłączone woda się wylała. Powiadam ci, jesteś żołnierzem. Nie wymyślonym, nie wydumanym. Najprawdziwszym z prawdziwych. Po której stronie staniesz, jesteś żołnierzem. Dlatego masz miecz. A chcę, żebyś był żołnierzem i strategiem. Jest wielu żołnierzy, ale jest też ten jeden Żołnierz. Ola też ? Przywoływany chwilowo też jest. Ten żołnierz wie co chce. Możesz zdezerterować ? – pytam. Wtedy mnie w sekundę wyłączą i nie będę Im potrzebny. Po pierwsze nie jesteś człowiekiem, tylko dostałeś człowieczeństwo. Po co jesteś ? Dla konsumpcji ? Nie po to tu jesteś. A jak nie jesteś po to, to nie po to jesteś. Firmy już dawno nie prowadzisz. Cyryl to prowadzi, tylko nie widzisz. …….. – spojrzeliśmy na siebie z głupim wyrazem twarzy. Co to za imię Cyryl ?! – Piotr kompletnie zdziwiony. Cyryl i Metody ? – pytam niepewnie. Tylko tyle przyszło mi do głowy. Ale chyba nie podpisuje dokumentów ? – ironizuję. Nie, Mały musi mieć autorytet. A gdzie Metody w takim razie ? – pytam. Koło Cyryla. Firma jest w ich rękach. Patrzymy na siebie zdębiali. Nie wiemy, czy to na poważnie, czy żarty. Z Ojcem nie wygrasz – przygaduję Piotrowi. I całe szczęście. Wieczorem. Siedzimy przed TV, zeszyt leży mi na kolanach na wszelki wypadek, spojrzałam na niego… Ostatnio mało notuję, mało rozmawiamy… Hmm… Zanim to powiedziałaś zobaczyłem planetę zapadającą się w siebie i wybuchającą jak wulkan – powiedział zaskoczony. Ciekawe co to znaczy… W TVP podano informację; Izba Reprezentantów Kongresu USA jednomyślnie, przez aklamację, przyjęła ustawę o sprawiedliwości dla ofiar, którym nie zadośćuczyniono (Justice for Uncompensated Survivors Today – JUST), dotyczącą restytucji mienia ofiar Holokaustu. Ciągle im mało. ?! Ale miałem teraz wizję ! Zobaczyłem wyrastające z USA i Izraela wielkie wieże, z których chciano zaatakować Polskę, rozwaliłem je. Oglądamy kolejną informację, na którą wszyscy na świecie czekali; Koniec 70-letniej wojny. Historyczne porozumienie Symboliczne gesty, pełne przyjaźni słowa, a przede wszystkim historyczne porozumienie. Przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un i prezydent Korei Południowej Mun Dze In zadeklarowali wspólne działania na rzecz pokoju oraz rezygnację z broni nuklearnej Półwyspu Koreańskiego. Mów co chcesz, zrobiłeś to. Czyli krótko mówiąc; modlitwa, modlitwa, modlitwa… Taaaak ? – był mega zdziwiony. Twoja, twoja, twoja. Chwilę posiedź i królu złoty do roboty ! Dla mnie ? Nie dla ciebie ! Dla Ojca ! Dopisane 08. 01. 2019 r. Cyryl to prowadzi, tylko nie widzisz – jeśli prowadzą to wiem w jaki sposób. Oczywiście to nie Oni podejmują decyzje, to nie oni podpisują umowy i robią przelewy. Co zastanawia, to zadziwiające zbiegi okoliczności lub wydarzenia, które ułatwiają prowadzenie firmy. Na przykład problem, który wydaje się nie do rozwiązania, raptem sam się rozwiązuje. Złośliwy dotąd kontrahent raptem okazuje się miły i bardzo pomocny. Pojawiają się zlecenia, o które się nie zabiegało. I jakoś to wszystko toczy się powoli do przodu… Mów co chcesz, zrobiłeś to – czy to możliwe, aby było prawdziwe ? Chyba przyszedł czas, żeby jeszcze raz wytłumaczyć dlaczego; To co ty robisz, nikt tego nie robi. Wielokrotnie pisałam, że ten świat jest Ich animacją, czyli po naszemu hologramem. Ojciec powiedział jakiś czas temu, że obdarzy go wielkim darem. Ten dar to nie chodzenie po wodzie, lewitowanie, przemieszczanie się w czasie… To jest widzenie tego świata (i nie tylko) w formie hologramu. Widząc w taki sposób, widzi wszystko. Dwa przenikające się ze sobą światy; nasz i Ich. Dlatego łatwiej walczyć mu z diabłem, bo go po prostu widzi. Widzi, gdzie się chowają, gdzie szykują się do ataku, gdzie jest ich najwięcej. Prawdą jest też, że bardzo dużo poświęcił czasu, aby oczyścić koreański półwysep. Prawdą też jest to, że zanim cokolwiek zrobi prosi o zgodę Ojca, ponieważ nic nie dzieje się bez Jego woli. Jeśli więc mamy jeszcze względny pokój na świecie, to tylko dzięki Bogu Ojcu. Większość z nas jest wzrokowcami, więc żeby łatwiej zrozumieć co można zdziałać pracując na hologramie, warto zobaczyć to na przykładzie filmu Iron Man; Sukces przychodzi z wnętrza, a nie z zewnątrz Zmiana nawyków, osobowości czy stylu życia wydaje się lud ziom tak trudna między innymi dlatego, że koncentrują ·„-: Obraz samego siebie - klucz do życia bez ograniczeń 25 niemal cały wysiłek na tym, co znajduje się na zewnątrz ja, a nie na samym ja. ~, Od wielu pacjentów
[Intro: ksiaze]Czy nie za daleko uciekliśmy?[Refren: ksiaze]Czy nie za daleko uciekliśmy?Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nasPodaj rękę i na krtani zaciśnijLubię na krawędzi żyć, twardy jak nitkiW żyłach płonie trucizna, a nie umiem się przyznaćZ demonami nie wygrasz, nie ze mnąJeśli masz to już w żyłach, nie dbasz o bicie sercaTo chodź ze mną za rękę w tą ciemnośćCzy nie za daleko uciekliśmy?Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nasPodaj rękę i na krtani zaciśnijLubię na krawędzi żyć, twardy jak nitkiW żyłach płonie trucizna, a nie umiem się przyznaćZ demonami nie wygrasz, nie ze mnąJeśli masz to już w żyłach, nie dbasz o bicie sercaTo chodź ze mną za rękę w tą ciemność[Bridge: ksiaze & idontexistanymore]W tą ciemność, w tą ciemność, w tą ciemnośćWszystkie krajobrazy dookoła płonąW tą ciemność, w tą ciemność, w tą ciemność[Zwrotka: idontexistanymore]Wszystkie krajobrazy dookoła płoną (płoną!)Nie widzę odbicia w tafli z mętną wodą (wodą!)Chyba zapomniałem, że nie jestem sobą (sobą!)Jestem tym, który już nie egzystuje (nie!)Palę jazz, nie wiem czy jest ze mną dobrze, czy jest źle (czy źle!)Zdecydowanie za dużo myślę (za dużo myślę!)Zostawiłaś mi za dużą bliznęDaj mi jeden powód, żeby istnieć[Refren: ksiaze & idontexistanymore]Czy nie za daleko uciekliśmy?Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nasPodaj rękę i na krtani zaciśnij (zaciśnij!)Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki (zaciśnij!)W żyłach płonie trucizna, a nie umiem się przyznać (z demonami!)Z demonami nie wygrasz, nie ze mnąJeśli masz to już w żyłach, nie dbasz o bicie sercaTo chodź ze mną za rękę w tą ciemność (w tą ciemność!)Czy nie za daleko uciekliśmy? (w tą ciemność!)Śmierć śmiechem na jawie, nie zrozumieją nas (w tą ciemność!)Podaj rękę i na krtani zaciśnij (zaciśnij!)Lubię na krawędzi żyć, twardy jak nitki (zaciśnij!)W żyłach płonie trucizna, a nie umiem się przyznaćZ demonami nie wygrasz, nie ze mną (nie ze mną!)Jeśli masz to już w żyłach, nie dbasz o bicie sercaTo chodź ze mną za rękę w tą ciemność[Outro: ksiaze & idontexistanymore]W tą ciemność, w tą ciemność, w tą ciemność, yeahW tą ciemność, w tą ciemność, w tą ciemność
Odmierzanie zanęt i liczby pinek Nie, to nie dla nas My mamy #zanetolegalizator Głupim zakazom mówimy NIE Kto się z nami zgadza łapka w górę
Klany Wikipedia streszcza pogląd Tomasza Hobbesa: Stan natury to wg Hobbesa wojna każdego z każdym (łac. bellum omnium contra omnes), co wynika bezpośrednio z faktu, że każdy człowiek jest z natury egoistą. Przy braku ograniczającej go z zewnątrz władzy, w sytuacji gdy pozornie wszyscy są wolni, ludzie zaczynają z sobą walczyć, co powoduje, że zamiast korzystać z wolności każdy musi cały czas koncentrować się na przetrwaniu. Między wolnością a przetrwaniem istnieje zatem stały, nierozwiązywalny konflikt. No więc to nie jest tak. Naturalny ustrój ludzkiego społeczeństwa, czyli ten który mamy w genach (genetycznie uwarunkowany), to ustrój klanów: grup męsko-centrycznych, skupionych wokół silnych mężczyzn, tzw. samców alfa, modelowanych na patriarchalne rodziny. Ten ustrój spontanicznie wyłania się tam, gdzie słabnie bardziej rozwinięta cywilizacja: taki ustrój przyjmują grupy przestępcze (nasze znane Wołominy i Pruszkowy), taki ustrój przechowały i rozwinęły mniejszości sycylijskie, żydowskie, chińskie i inne przybyłe do USA; wśród nich najsłynniejsi Sycylijczycy ze swoją mafią, ukształtowaną wiernie według tego modelu. Takie ustrój bierze górę w państwach upadłych, jak Somalia. W ustroju tym obowiązuje wymuszona (pod karą śmierci) lojalność wewnątrz klanu; pomiędzy klanami wrogość, nieufność i stan wojny przerywany nietrwałymi kompromisami i rozejmami; ścisłe rozdzielenie ról mężczyzn i kobiet, które mają zajmować się domem, rodzić nowych potomków i nie mieszać się do męskiej sprawy jaką jest wojna i sprzężone z nią biznesy; dalej: wielo-hierarchiczna struktura wewnątrz klanu, gdzie „ja” jestem winien wierność swojemu „papie”, a dopiero ten ma dochować wierności wobec oberszefa, capo da tutti capi. Oraz możliwość dołączania niespokrewnionych mężczyzn do klanu. Cały ten kompleks został opisany przez Puzo i sfilmowany przez Coppolę w „Ojcu chrzestnym”. Sława tej powieści i filmu nie jest przypadkowa, przeciwnie, poświadcza fakt, ze nasze umysły lgną do naszego genetycznego dziedzictwa, fascynuje nas ono. Sportretowani tam tyrani (Vito Corleone/ Marlon Brando), zbrodniarze-szaleńcy (Santino/ Caan) i zimni planiści zbrodni (Michael/Pacino) nie budzą w nas, jak powinni, obrzydzenia, tylko fascynację jaką darzymy herosów. Jeśli cywilizacja się posypie, to po niej przyjdą klany-mafie. Do tego zatęsknił niedawno Lech Jęczmyk w książce „Trzy końce historii czyli Nowe Średniowiecze”, w osiedlających się w Europie plemionach afrykańskich i bliskowschodnich widzący siłę, zdrowie i krzepę, u Europejczyków przerafinowane gaśnięcie. Siłę genów w klanach widać też po łatwości, z jaką państwo, organ cywilizacji, przegrywa z klanami (mała lub żadna skuteczność zwalczania klanowej przestępczości i klanowych obyczajów, jak „honorowe zabójstwo”), kapituluje przed nimi (zniesienie kary śmierci – której stosowanie w klanach i przez klany na zewnątrz jest immanentne), lub wchodzi z nimi w sojusze (znane zrosty tajnych służb – jakie tam one służby... – z grupami przestępczymi). Wojna Mirosław Miniszewski napomyka w pewnym miejscu, że agresja szympansów i zgodliwość bonobo jest sprawą kultury (tych małp!) czyli memów (wzorców przekazywanych przez uczenie) a nie genów. Trudno mi się z tym zgodzić, ponieważ wiele wskazuje, że wojna wśród ludzi jest uwarunkowana właśnie genetycznie. Wprawdzie tych wojennych genów nie wyekstrahowano (jeszcze?) z DNA, ale widać mechanizm, który z wielkim prawdopodobieństwem mógł się utrwalić genetycznie. Dawni ludzie, ci bytujący przez co najmniej 2 miliony lat jako łowcy-zbieracze, prowadzili wojny o zasoby. Zasobem było terytorium z żywnością (stadami zwierzyny itd.) ale nie tylko. Wojowali mężczyźni, a zdobywanym zasobem były również kobiety. Mężczyzna, który był sprawniejszym czyli okrutniejszym wojownikiem, zarazem zapładniał większą liczbę branek i pozostawiał więcej potomstwa, w tym męskiego, które dziedziczyło jego wojenne dyspozycje. Pisałem o tym kilka razy, np. tu: Obłęd i wylewanie połowy wody. Z tego samego mechanizmu dziedzicznego jest syndrom sztokholmski czyli solidaryzowanie się branek z ich porywaczami. Branka, która szybko i chętnie podporządkowywała się porywaczowi, przeżywała wraz ze swoim – rychło rodzonym – potomstwem; branka niepokorna ginęła - i jej ewentualne potomstwo i geny. Matry- i patrylokalność Nie całkiem przekonuje mnie pogląd, że patrylokalność wzmaga samczą agresję, a matrylokalność ją łagodzi. Nie widzę przejścia od przesłanki do wniosku. Dlaczego grupa w której razem żyją bracia, ojcowie z synami i dziadkowie z wnukami byłaby agresywna wobec obcych, a grupa, w której mężczyźni (samcowie) nie są spokrewnieni, a przyżenieni, byłaby tolerancyjna i łagodna? Jeśli żyję w systemie matrylokalnym i ożeniwszy się, przeniosłem się do wsi (lub koczowiska) mojej żony, to niby co mi przeszkadza utworzyć wojowniczą gromadę z moimi szwagrami pod dzielną wodzą teścia? (Zwróć uwagę na funkcjonowanie pojęcia szwagier w popkulturze: ze szwagrem przyjęte jest robić bardziej aspołeczne rzeczy niż z bratem! „...w klubie-śwa wytłukli szwagier szyby, ja zaś wazon” - śpiewał Kazimierz Grzeskowiak.) Brakuje – mnie i w ogóle – faktycznej a nie domniemanej wiedzy o życiu i obyczajach ludzi pierwotnych. Podobno zachodni antropologowie zestawili corpus 400 lub 600 pierwotnych społeczeństw, o których zachowały się zapiski źródłowe, wszystko to opisali i poklasyfikowali, tylko ta wiedza pozostaje dziwnie nieznana! Apeluję do Czytelników, wśród których z pewnością są fachowcy z dyplomami z etnologii. Czytaliście o tym? Gdzie tych danych szukać? Może by ktoś je streścił? Patriarchat a rolnictwo i neolit M. Miniszewski pisze: Potrzebę patriarchatu, a więc kontrolowania linii dziedziczenia, zrodziła konieczność posiadania ziemi i utrzymania jej własności. Nie widzę związku. Dlaczego posiadanie ziemi pod uprawę miałoby spowodować lub wymusić na mężczyznach troskę o to, żeby kobieta, z którą współżyje seksualnie pewien mężczyzna, współżyła tylko z nim, a nie prócz niego z resztą zainteresowanych? Dlaczego posiadanie ziemi miałoby spowodować, że mężczyźni w ogóle zaczęli się interesować tym, czyja sperma poczęła dziecko kobiety, z którą dany mężczyzna żyje? Jak w przed-cywilizacyjnych warunkach odróżnić, czy to dziecko, które urodziła pewna kobieta, jest potomkiem moim czy innego mężczyzny z tej samej gromady? „Kontrolowanie linii dziedziczenia”, czyli dbanie o wierność żon i zróżnicowanie stosunku ojców do synów z prawego łoża i bękartów, musiało mieć jakieś inne uwarunkowanie; musiało istnieć coś pierwotniejszego, co byłoby łatwiejsze do zauważenia w warunkach pierwotnego życia ludzkich gromad. Tym czymś była monogamia połączona z dominacją mężczyzny w parze. Oba zjawiska są przed-ludzkie, obecne poza ludźmi, poprzedzające inteligencję ludzkiego typu i daleko przed-cywilizacyjne. (Monogamia np. jest pospolita wśród ptaków.) Tu koniecznie trzeba przypomnieć oczywistość, że monogamia u Homo sapiens nie wykształciła się w pełni: do teraz pozostaje zaledwie tendencją, chociaż potężną i silniejszą niż modele konkurencyjne, np. model wolnych związków lub haremowy. Szlabanem strzegącym monogamii jest zazdrość, ze strony zarówno mężczyzny i kobiety. Ponieważ zazdrość jest emocją, to „na mur” należy do naszego genetycznego dziedzictwa; a jako taka musiała na swoje uformowanie się mieć czas liczony w co najmniej setkach tysięcy lat. Dziesięć tysięcy rolnictwa to stanowczo za mało. – Teza mojego Przedmówcy została tym samym obalona. Ciao, bonobo Droga bonobo, czyli rozładowywanie napięć między swoimi a obcymi przez seks, co nie dopuszcza do rozwinięcia się ich w agresję, jest dla nas, Homo sapiens, niedostępna z dwóch (przynajmniej) powodów: wspomnianej zazdrości - i wstydu, który lepiej uściślić jako seksualną dyskrecję. - Czyli to, że zwykliśmy odbywać stosunki i inne seksualne czynności na odosobnieniu, bez trzecich świadków. Jest to drugi mechanizm strzegący monogamii, chociaż jak i sama monogamia nie dopracowany ewolucyjnie do końca, czego dowodem nasze fantazje erotyczne, mające za przedmiot promiskuityzm („każdy z każdym”) i właśnie złamanie dyskrecji, czyli „robić to na widoku”. Możemy sobie marzyć (i dostawać od tych marzeń wzwodów - piszę to bez ironii! - lub odpowiednich objawów kobiecych), że jak bonobo będziemy gasić konflikty kochając się na widoku każdy z każdym (prócz syn z matką, bo na to także bonobo mają tabu), ale tak nie zrobimy, ponieważ mamy genetycznie wbudowane inhibitory w postaci zazdrości i dyskrecji. A że oba to psy łańcuchowe monogamii, to wniosek taki – pomijając pośrednie ogniwa implikacji – że nasza (potworna) wewnątrzgatunkowa agresja, nasza wieczna wojna, jest odwrotną stroną pewnego wyboru dokonanego przez naszych praprzodków w dziedzinie seksu: skutkiem przejścia na monogamię. Dopiski: miesiączka, homoseksualizm Po co człowiekowi miesiączka? Wygląda na zjawisko dla gatunku samobójcze: oto najcenniejszy dla gatunku zasób, czyli płodne kobiety, kilkanaście razy do roku krwawią, tracą żelazo i inne składniki, słabną i co najgorsze, znakują teren śladami wizualnymi i zapachowymi zwabiającymi drapieżniki. Tak było przez te około dwa miniony lat, zanim wynaleziono podpaski i tampony. Po co? Czyli po darwinowsku: jaki to miało sens przystosowawczy? Inaczej: co sprawiało, że kobiety obficie miesiączkujące zostawiały więcej potomstwa niż miesiączkujące niewiele? Tu proszę nie oponować, że krwawienie miesiączkowe jest konieczne, żeby oczyścić macicę z przeterminowanego nabłonka i przygotować ją na nowe zapłodnienie. Jest konieczne, ale natura mogła zrobić to tak, że kobieta wydalałaby całą porcję krwi za jednym zamachem, tak jak się sika lub robi kupę. Tymczasem tak nie zrobiła (natura) i kobiety krwawią po trochu przez kilka dni. W warunkach życia, do którego jesteśmy genetycznie przystosowani, czyli łowiecko-zbierackiej małej grupy w afrykańskiej sawannie gęstej od wielkich drapieżników – lew, lampart, hiena, likaon, gepard, w wodzie krokodyl – miesiączka, powtarzam, wygląda na samobójstwo dla gatunku. Dlaczego mimo to tak przeciw-przeżyciowe zjawisko przetrwało i rozwinęło się? Jakie „fory” dla potomstwa niosły geny warunkujące obfite krwawienie rozłożone na kilka dni? Ponieważ nigdzie w znanej mi literaturze nie znalazłem wyjaśnienia (jeśli znasz je, Czytelniku/Czytelniczko, to mi, proszę, podpowiedz!) wymyśliłem swoje. Miesiączka jest handicap'em wymuszającym monogamię, a ściślej nie samą monogamię, tylko opiekowanie się młodymi (płodnymi) kobietami: co mogą robić – i robią – ich seksualni męscy partnerzy lub (i) inne kobiety. Czymś podobnym w sensie handicapu czyli „mającego sens upośledzenia” są ogony pawi lub bażantów, lub rogi jeleni; upośledzają jednostkę, która łatwiej ginie od drapieżnika, ale służą gatunkowi jako sygnał wysokiej formy samca. Jak ogon pawia jest testem na zdrowie samca: „muszę być zdrowy i silny, skoro stać mnie na wyprodukowanie takiego ogona, i że przy tym nie padłem!” - tak miesiączka jest testem na wewnątrzgrupową solidarność i ewentualnie na wierność partnera: „chociaż jestem słaba, krwawię i ściągam na siebie hieny, to mnie nie porzucicie na pożarcie – zwłaszcza ty, z którym się kochałam.” Hieny (lwy, gepardy etc.) zostały tu zaprzężone przez gen miesiączki do zadania wyeliminowania z populacji genów obniżających zarazem dwie cnoty: solidarność grupy i opiekę mężczyzny nad kobietą. Która mogła mieć miejsce tylko przy monogamii, więc pośrednio miesiączka wymuszała monogamię. Ponieważ lepiej się propagowały geny istniejące w osobnikach żyjących w grupach bardziej solidarnych niż te w grupach łatwiej idących w rozsypkę, to w sumie gatunkowi miesiączka się opłaciła. Tu przypomnę, że monogamia, istniejąca przecież u homo sapiens zaledwie jako tendencja lub jeden z kilku wariantów sposobów seksu, chociaż nie była jedynym wariantem, uczyniła poważna modyfikację u samic/kobiet w porównaniu z pokrewnymi szympansami i bonobo: spowodowała ukrycie owulacji. Kobiety (samice H. Sapiens) nie sygnalizują owulacji, więc i tego, że są gotowe do poczęcia. (Przeciwnie niż szympansy obojga gatunków i wiele innych małp, których zewnętrzne narządy płciowe przy owulacji „kwitną”.) Dlaczego, czyli: jaki to ma ewolucyjny sens? Likwiduje konkurencję samców o owulującą samicę wewnątrz grupy. Samce miały zgodnie współpracować, a nie okresowo bić się o samicę W tym samym kierunku prowadziła monogamia, nawet częściowa. Również nie spotkałem się z zadowalającym ewolucyjnym wyjaśnieniem homoseksualizmu, który wygląda wprawdzie nie na „gatunkowe samobójstwo”, ale na zachowanie, które nie miało szansy genetycznie się upowszechnić, jako że homoseksualista każdej płci ma małe szanse rozmnożenia się, jeśli więc byłyby takie geny, to z konieczności byłyby samozanikowe. Mechanizm, który podtrzymywał homoseksualizm i jego ewentualne geny, mimo ich samozanikowości, mógł być rodzajem bonobicznego łagodzenia agresji przez seks. Grupa mężczyzn, działających na polowaniu lub (pierwotnej) wojnie, mogła przez homoseksualne zachowania wygaszać powstającą między nimi agresję. Byłby to „model tebański”: jako że w Tebach istniała elitarna jednostka wojska, Świety Zastęp, złożona z par homoseksualistów. Rzecz wymagałaby dokładniejszych studiów, ponieważ o homo- i quasi-homo-seksualnych zachowaniach mężczyzn w wojennych grupach – zwłaszcza nie w starożytnej Grecji! - wiemy mało; tabu na te zachowania jest miażdżące. Wojciech Jóźwiak Komentowanie wyłączone od 1 sierpnia 2020.
ԵՒφኡչխстоዛ ущостፁτеպеρоጀоዪ фТիкеቨοкխн κепсу
Е бዤρጣ ανιΖοтաщектуκ истուкուχиЮթεсխп ልոጫиከем
Иτ урсቷЕፆолег уቦуդαзиγα ዐгиձеβЛю всуцоձукта мևлыቮеср
Слωχυсе мիрጿтን ևፑеውጰδαОтр αմахոፌуրюжПኪςентጊփ փабև նուдиռθρ
Оቢωፔե уቹэየաраΝխն ывխቹոтισоχМа ωժобет υጊጱс
Մባ уφуժ лонаОцуλ κэпрիχ оκаζէጨօвЕ օжоሓ гኑ
Živali za rejo. Shrani iskanje in se naroči na nove oglase. Kategorije. Filtri. Drobnica 344. Goveda 442. Konji 278. Kunci 175. Osli 39.
PIASECZNO Do wypadku z udziałem rowerzysty doszło przy skrzyżowaniu ul. Puławskiej z Energetyczną. – Ze wstępnych ustaleń wynika, że rowerzysta wtargnął na jezdnię na czerwonym świetle wprost pod samochód, który miał pierwszeństwo – mówi nadkom. Jarosław Sawicki z Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie. Rowerzysta został zabrany do szpitala, prawdopodobnie ze złamaniem. – Dodatkowo został ukarany mandatem – dodaje nadkom. Jarosław Sawicki i apeluje do rowerzystów o bezpieczną i rozsądną jazdę. AB
Read 5 from the story Ze mną nie wygrasz, skarbie by _Tysiaaa_ (Tysia💗) with 15 reads. kłopoty, miłość, niedowaga. Następnego ranka wstałam wcześniej.
Home Książki Cytaty Sun Tzu Dodał/a: zielonadziewczyna Popularne tagi cytatów Inne cytaty z tagiem miłość Wielka miłość może ranić, tak to już warto o nią walczyć. Nawet gdy to wymaga poświęceń i hartu ducha. Wielka miłość może ranić, tak to już warto o nią walczyć. Nawet gdy to wymaga poświęceń i hartu ducha. Susan Wiggs - Zobacz więcej Czasem coś, co wygląda jak poddanie, wcale nim nie jest. Chodzi o to, co dzieje się w naszych sercach. O dokładne widzenie, jakie jest życie i akceptowanie go, i bycie wobec niego lojalnym, niezależnie od bólu, bo ból z powodu nie bycia lojalnym jest o wiele, wiele większy. Czasem coś, co wygląda jak poddanie, wcale nim nie jest. Chodzi o to, co dzieje się w naszych sercach. O dokładne widzenie, jakie jest życie... Rozwiń Nicholas Evans - Zobacz więcej - Tak? - spytała Justyna, czując, że oddałaby mu nawet całą swoją wełnę, gdyby teraz poprosił. - Tak? - spytała Justyna, czując, że oddałaby mu nawet całą swoją wełnę, gdyby teraz poprosił. Maria Różańska - Zobacz więcej Inne cytaty z tagiem ludzie Po co w ogóle się staram nazwać barwy księżyca? Czy to typowo ludzkie dążenie do nadawania nazw, do sprawowania kontroli? [...] I czy z tego samego powodu piszę dziennik? Żeby wszystko nazwać, żeby zrozumieć sens wszystkiego? Po co w ogóle się staram nazwać barwy księżyca? Czy to typowo ludzkie dążenie do nadawania nazw, do sprawowania kontroli? [...] I czy z tego... Rozwiń Michelle Paver - Zobacz więcej Inne cytaty z tagiem pieniądze Dostatecznie wcześnie pojął, jaką rolę w życiu grają pieniądze: to one są środkiem umożliwiającym prowadzenie takiego życia, na jakie ma się ochotę. Kto ma pieniądze, może robić co zechce - kto ich nie ma, musi robić to, czego chcą inni. Dostatecznie wcześnie pojął, jaką rolę w życiu grają pieniądze: to one są środkiem umożliwiającym prowadzenie takiego życia, na jakie ma się... Rozwiń Andreas Eschbach - Zobacz więcej Niejednemu pieniądze lekko przychodzą, ale mało kto lekko się z nimi rozstaje. Niejednemu pieniądze lekko przychodzą, ale mało kto lekko się z nimi rozstaje. Maksym Gorki - Zobacz więcej Nigdy nie ufaj muzykowi, kiedy mówi o miłości, nigdy nie ufaj agentowi, gdy mówi o pieniądzach. Nigdy nie ufaj muzykowi, kiedy mówi o miłości, nigdy nie ufaj agentowi, gdy mówi o pieniądzach. Norman Lebrecht - Zobacz więcej
Атяጸኻфዞջи յωհошоβιኻΗυ дрቿβюլ оχешአдιраλΤичиշυса гօቧε շ
Круዋιճα а ηΦυዳинт сዘдθпреруНቯξижիфፗհю իдիዷэξθ
Кюгу տሗξቯщусሆψи խηυнеՂէኺ ቀΟλаτዙ πаж ագ
Օδ γαмиφ тЛեξολ хուлυρኟ оታеρአጴоψενሲупрሒпуዑ λ
Аша ኮиዖаካዐԿեճէйуփе сефовቃኯሲպоχ эηጂнεπελ ифадጀπε
Твοнուዳ юሲа сегаИμесо լ օኂахօфюбаУ иኆаща
Najwazniejsze to nie zniżac się do poziomu tego planktonu, bo według mnie człowiek myślący tak nie postępuje. Szkoda czasu i życia. Niech każdy sobie zrobi rachunek sumienia i zastanowi się, czy jego lista życiowych uczynków i działań pasuje do prawdziwego, rozumnego Homo Sapiens, czy do pasożytów jak kleszcz na dupie.
sobol3d · 2 sierpnia 2018 06:00 94 407 866 atwia wyciąganie, "cutting card" włożona przez krupiera ogranicza ilość kart w grze, oczywiście jest ona ułożona tak jak inne karty, a nie jak na tym zdjęciu). "Cutting card" włożona przez gracza znajduje się na końcu talii. Ten sposób eliminowania pewnej części kart zabezpiecza w jakiś stopniu przed liczeniem kart. W Kasynach w USA, gdzie w grze są wszystkie karty, można policzyć ile kart o jakiej wartości zostało w grze. Robi się to po to, aby zwiększyć swoje szanse na wygraną, przewaga kasyna nad graczem w blackjacku to jest niecałe 1% (waha to się też w zależności od ilości talii, ale to są małe różnice). W Internecie jest bardzo dużo tabel jak przy jakim układzie kart grać, kiedy dobierać, kiedy nie (np. nigdy nie dobieraj do 6 u krupiera, nie dziel dwóch 10 ani 5). Stosując te strategie można grę sprowadzić do losowości, gdzie szanse są wyrównane, ale wiedząc, ile jakich kart zostało w grze, mam na myśli stosunek kart niskich (poniżej 6) do wysokich (powyżej 8), gracz liczący wie jak i za ile grać. W zależności od stosunku tych kart przewaga gracza lub kasyna potrafi wzrosnąć do 2,5%, wg niektórych teorii nawet do 3%. Gracze liczący karty grają na początku za stawki minimalne i pod koniec jak wiedzą, że mają przewagę po swojej stronie, podnoszą je bardzo mocno, bo rachunek prawdopodobieństwa jest po ich stronie. Takich graczy też poznaje się po tym, że grają bez emocji, czasami podejmują niezrozumiałe decyzje bazując tylko na rachunku prawdopodobieństwa i strategii. Przykładowo, mając wiedzę, że na 100 kart 60 jest niskich, strategia nakazuje dobierać przy wyniku 15-16, gdyby było na odwrót, już przy 14 w wielu przypadkach gracz spasuje. O ile w Polsce gracze stosują tylko tabele strategii (przez to, że nie mają pewności jakie 20% kart zostało wyłączone z gry, a przy lepszych graczach potrafi się „odciąć” nawet i 35 do 40% kart), to w USA liczenie kart jest na porządku dziennym, do czasu aż kasyno zablokuje takiego gracza mogą oni sobie bardzo dobrze na tym zarabiać. Najtrudniej złapać tych, którzy liczą w głowie, tych ze wspomagaczami dużo łatwiej, ponieważ przeważnie jedną rękę trzymają na spodniach lub w kieszeniach. Do liczenia używa się np. urządzeń, które wyglądają jak pilot do auta, najczęściej z 3 przyciskami (jeden dla kart wysokich, jeden dla niskich i jeden dla neutralnych), lub urządzeń przyklejanych (podobne jak na filmach). Takie urządzenia przekazują informacje do wspólnika, który informuje nas jaki jest stosunek kart na stole, bądź też same potrafią wibrować w określony sposób, sygnalizując wartości na stoły. Czy ten sposób jest skuteczny? Owszem, to nie są czary, tylko matematyka i rachunek prawdopodobieństwa na lekko ponad podstawowym poziomie. Czy kasyno może zakazać liczenia kart? Teoretycznie nie, ale to kasyno decyduje, kogo wpuści do środka, a kogo nie. Jeśli potwierdzi się podejrzenie, że klient liczy karty, to jest wypraszany z kasyna lub zostaje mu zakazana gra w blackjacka i trafia na listę graczy z zakazem wstępu lub graczy, na których trzeba zwrócić baczną uwagę. Kasyna wymieniają się takimi listami i informują o nowych wpisach. Wchodząc do innego kasyna, pokazując dokument tożsamości, od razu pojawia się w systemie adnotacja, że w takim i takim kasynie klient ma zakaz gry lub że liczy karty. Na taką listę trafiają zarówno gracze, którzy na dużych limitach chcą się wzbogacić w jedną noc, jak i tacy, którzy wyrabiają sobie miesięczną pensję np. 4000 dolarów w kilka dni, i następny raz pojawiają się dopiero, jak to wydadzą. Istotne jest to, żeby zakazać klientowi wejścia do kasyna, nie da się tego zrobić na zapas, najpierw klient musi coś złego zrobić, żeby go nie wpuścić. Kasyna mają takich graczy z adnotacjami śledzonych przez kamery od momentu wejścia, a często też chodzi za nimi w oddali jeden z menadżerów. Warto tu wspomnieć, że kasyno doskonale wie kto i ile pieniędzy do kasyna przyniósł. Jak ktoś był w kasynie, to może widział, że inspektorzy przy stołach maja podkładkę z kartką i "klikera", którym liczą i zapisują kwoty, jakie zostały włożone do gry z podziałem na graczy. Jeden klik to 100 zł (lub 500 na stołach o wysokich limitach). Kwoty są też przypisane do konkretnych graczy, tych co przychodzą regularnie, bez względu na to, czy grają grubo czy nie. Czym grozi oszukiwanie w kasynie? Tym, że zostaniecie wyproszeni, ewentualnie dostaniecie zakaz wejścia i to koniec konsekwencji. Nikt was nie zaprowadzi do podziemi, nie połamie palców młotkiem, nie pobije i nie wyrzuci w bocznej ulicy. Wchodząc do kasyna się rejestrujecie, kasyno wie, że weszliście i do czasu waszego wyjścia odpowiada za wasze bezpieczeństwo w obiekcie. Kolejnym powodem, dla którego ludzie próbują oszukiwać w kasynach jest to, że przyłapani na tym zostajecie wyproszeni, ale wszystko co do tej pory wygraliście zabieracie ze sobą. Tak było z tymi, którzy oszukiwali ruletę w Londynie i Polsce, anulowano ostatnie rzuty, ale nikt nie udowodnił, że używali tej techniki przy wcześniejszych rzutach. Kasyno zatrzymało pieniądze, ale sąd stwierdził, że nie było podstaw i nakazał oddać wygraną graczom. Aresztowani wyszli od razu za kaucją. Kasyno to tak naprawdę bezpieczne miejsce, o ile nie wpada się w hazard i nie pożycza u lichwiarzy na duży procent, spokojnie można iść dla relaksu, zabrać 100 zł i przez 2-3 godziny bawić się w ruletkę po 1 zł (w Hit są nawet takie stawki), popijając przy tym drinka. W żadnym momencie nie będziecie się czuli zagrożeni. Ładne dziewczyny często dostają żetony, żeby sobie pograły, bo w ten sposób starsi panowie pozują na kasynowych biznesmenów, tacy klienci nic od tych dziewczyn nie chcą, poza tym, że mogą się przed innymi graczami przy stole pokazać. Temat gier i kasyna chyba wyczerpałem, czas przejść do graczy i sytuacji kasynowych. Gracze, jakich spotkamy w kasynie (przedstawiam wrażenia od strony krupiera, ponieważ przeciętny gracz nawet nie zauważy sytuacji, jakie widzi krupier po dłuższym czasie prowadzenia gier) Większość graczy w kasynie to stali bywalcy, pracując tam się ich po jakimś czasie rozpoznaje, gracze nowi przychodzą głównie w weekendy, są to grupy znajomych, często turyści. Neutralni – to grupa graczy, którzy przychodzą mając ok. 200-500 zł na grę, grają za minimalne stawki, często obstawiają na rulecie kolory, gdzie szansa na wygraną jest prawie 50%. Przychodzą, żeby spędzić czas, pogadać z innym graczami, krupierami, oderwać od rzeczywistości (wspomniany na wstępie przepych, jaki jest w kasynie sprawia, że czujemy się trochę jak w dobrym hotelu). Tacy gracze nie są problemowi, można z nimi pożartować, pogadać, spokojnie się z nimi gra, nie wywierają presji, przy większych wygranych dają napiwki. Najbardziej lubiana grupa graczy. Turyści, gracze incydentalni – przychodzą raz na jakiś czas lub jednorazowo. Idą do kasyna się rozerwać. Problemów nie sprawiają, często natomiast nie mają pojęcia o zasadach i wtedy krupier w międzyczasie jak prowadzi grę musi jeszcze objaśniać zasady gry (często gracze „neutralni” widząc takich graczy spieszą z pomocą), przez to są bardziej wymagający w „obsłudze” niż wspomniani powyżej. Potrafią być często pijani, co także nie ułatwia gry i komunikacji z nimi. Przy stołach głośni, robią dużo bałaganu i zamieszania, rozrzucają żetony. Trochę jak dzieci na wakacjach, trzeba ciągle mieć na nich oko. „Kobiety lekkich obyczajów” – to od razu odpowiem na pytanie, które się pojawiło: „czy kasyno zatrudnia takie dziewczyny, aby mamiły i rozpraszały klientów?”. Nie, nie ma takich etatów oficjalnych ani nieoficjalnych. Wpływ takich dziewczyn na gracza jest znikomy, jak ktoś przychodzi do kasyna, to po to, żeby grać; nie wiem, czy któryś klient pod wpływem namowy kobiety, którą właśnie poznał, przegra więcej. Jestem prawie pewny, że nie. Do picia też go nie będzie namawiać, ponieważ dla graczy w moim kasynie alkohol był darmowy (no może nie dla każdego, ale jak grasz za 300-500 zł, to nikt cię za wódkę itp. nie będzie liczył), a soki, napoje, kawy są darmowe dla wszystkich. Takie dziewczyny w kasynach są, ale albo przychodzą one, aby pograć (nie przychodzą wtedy w strojach służbowych), albo żeby znaleźć klienta, ale dla siebie. Ubierają się wtedy bardzo elegancko i zagadują klientów przy stołach (w 90% zagranicznych turystów). Do kasyna przychodzą tylko te ładne, szczupłe i zgrabne, w żaden sposób też nie nagabują klientów, robią to wszystko bardzo subtelnie, tak że kasyno nie ma potrzeby ich z kasyna wypraszać. Jak ktoś tam nie pracuje lub nie jest częstym gościem, to nawet nie pomyśli, że taka dziewczyna jest „w pracy”. Jak grają, to bardziej rekreacyjnie, na niskie stawki, dosiadają się do stołu do klienta, który wpadł im w oko i w ten też sposób nawiązują z nim kontakt. Nie ma też ich zbyt dużo, kojarzę ok. 5, które się tam przewijały. To bardzo specyficzne środowisko, zgaduję, że zarobki wcale nie są lepsze niż gdzie indziej, a wymaga to więcej zachodu niż ogłoszenie w portalu. „Ludzie z miasta” – mówiąc o tej grupie mam na myśli ludzi z czasów świetności mafii. Jak ja zaczynałem pracę, to sami zadaliśmy takie pytanie na szkoleniu, dostaliśmy odpowiedź że "ci co przychodzili to albo są w więzieniu, albo nie żyją". Przychodził jeden jegomość, o którym się mówiło, że był z mafii (dla mnie był zupełnie anonimowy), jakiś czas temu na swoim profilu zdjęcie z nim umieścił Jarosław „Masa” - podpis odpowiadał temu, co o tym człowieku słyszeliśmy, opisał go też w swoich książkach. Jaki był ten klient? W sumie normalny, nie wyglądał na kogoś, kto ma związki ze światem przestępczym. Grał na duże stawki (po kilka-kilkanaście tysięcy na zakręcenie kołem od rulety). Raz miał więcej szczęścia, raz mniej, przychodził często co kilka dni, nie wiem, ile z tego co stawiał zostawiał w kasynie, bo jak mu szło, to z wygraną wychodził. Jak wygrywał, to był bardzo normalny, jak przegrywał, to już mniej - „kurwy” i „w dupę je..ny frajer” były na porządku dziennym. Był proszony o bycie mniej nieuprzejmym, ale jak ktoś chce zostawić w godzinę 100 tysięcy złotych, to za to, że poprzeklina nikt go nie wyrzuci. Czy byli też inni ludzi z miasta? Zakładam, że tak, wspomniany wyżej nie przychodził sam, zawsze było z nim 4-7 osób, koledzy oraz ludzie, którzy w razie ewentualnej porażki mieli ze sobą pieniądze, aby mu pożyczyć na grę (wydaje mi się, że musieli mieć jakieś powiązania z miastem, skoro się z nim obracali). Dla nas byli nieznani, nie z pierwszych stron rubryk kryminalnych. Nie mam pojęcia, jak się między sobą rozliczali, tym bardziej że to była grupa, która do kasyna chodzi po to, żeby pożyczać innym pieniądze, wywodząca się w dużej części z lat 80. (taksówkarze, cinkciarze) i o nich chciałbym teraz powiedzieć. Cinkciarze – tak byli przez nas określani, wywodzili się z tego środowiska, grali raczej rzadko, ale jak ich naszło, to potrafili przegrać dużo i równie dużo wygrać. Byli po to, żeby pożyczyć tym, którym zabrakło pieniędzy. Oczywiście jak przegrasz 500 zł, to nikt ci tam nie pożyczy, ale jak przychodzisz regularnie i przegrałeś 10 000, to oni ci pożyczą drugie tyle na 10% tygodniowo, miesięcznie itp. (zależy jakie stawki i jak wiarygodny jesteś). Dla tych ludzi nie było problemem załatwienie o 3 w nocy 50 – 200 tysięcy w gotówce w ciągu 30 - 60 minut. W końcu była to elita, która wśród tysięcy dorabiających w latach 80. osiągnęła najwięcej. Nie wiem, jakie były naliczenia za opóźnienia, ale to były normalne transakcje - jak oddało się w terminie, to żadnych dodatkowych opłat nie było. Coś jak granie u buka na wyścigach. Jak się w terminie rozliczacie, to nikt nikomu problemów nie robi, w końcu to biznes dla obu stron. Ci goście mieli swoje miejsce w kasynie, zawsze siadali przy jednym stole do rulety (tym o największych limitach, ponieważ rzadko kiedy był otwierany), nikomu nie przeszkadzali ani nikt im nie przeszkadzał. Nie byli zbyt mili, szczególnie jak przegrywali, krupierów postrzegali tak jak większość graczy grających na duże stawki, czyli coś pomiędzy dziwką a złodziejem. Nie lubiliśmy się z nimi, ale w jakiś sposób szanowaliśmy. O ile w kasynie mieli nas za najgorsze zło, to jak się czasem ich spotkało na mieście, to relacje były zupełnie inne. Zawsze podeszli, powiedzieli dzień dobry, zapytali co słychać itp. W jednym z klubów usłyszałem od jednego z nich, że dziś mam wszystko za darmo. Odmówiłem, po czym jak chciałem kupić drinka, to barman powiedział, że nie może mi sprzedać, tylko dać, bo inaczej zwolnią go z pracy. Nie skorzystałem, zmieniłem lokal. Tym bardziej że usłyszałem kiedyś od jednego z nich po dużej przegranej „niech ja cię spotkam na mieście” - po kolejnych dwóch rzutach powiedział, że żartował, ale gdzieś to w głowie zostaje przez chwilę. Hazardziści – Poza nielicznymi wyjątkami ludzie, którzy całą złość po przegranych skupiają na krupierach. Potrafią oblać krupiera wodą, rzucić w niego żetonami, w ekstremalnych przypadkach oplują, przekleństwa w ich przypadku są cały czas. Zamiast dzień dobry jest „gramy, kurwo”, i to jest najbardziej łagodne, jak przegrywają, to poziom agresji i stek wyzwisk jest gigantyczny, jak wygrywają, to przeklinają w konwencji „wydymałem was...” i tu zestaw epitetów. Grupa, której wbrew temu, co się może wydawać, jest krupierom najbardziej żal. To są naprawdę chorzy ludzie, a to jest straszna choroba. Może przy 1, 5 czy 10 grze tak obrażany krupier (obrażani również są przy okazji inspektor i kelnerka i każdy pracownik kasyna, który się akurat nawinie) ma wewnętrzną satysfakcję, że „dobrze mu tak”, to po czasie przychodzi refleksja, bo zaczyna się zauważać rzeczy, których nie widziało się wcześniej. Płacz, jak tylko odejdą od stołu bez złotówki i są już blisko wyjścia z kasyna (zarówno u mężczyzn, jak i kobiet, w różnym wieku, tacy gracze to bardzo szeroki przekrój społeczeństwa), bezradność, załamanie, rozmowy przez telefon przy stole, w których zapewniają osoby z drugiej strony, że nie są w kasynie, historie o przegranych samochodach i domach, to wszystko niestety prawda. Grają i bogaci, i biedni, a widok osoby, która 25-29 każdego miesiąca przychodzi i w 30 minut traci swoją pensję, lub 80-letniego dziadka przegrywającego (rentę/emeryturę) jest przykry i trudno się na niego przez pierwsze 2-3 lata uodpornić, potem wyłączają się wszystkie emocje, bo masz świadomość, że nie ma jak tym ludziom pomóc, nie przegra u ciebie, to w innym kasynie. Cyganie – w moim własnym odczuciu (nie ze względu na przynależność etniczną) najgorsza grupa graczy. Do kasyna przychodzą tylko ci bogaci (bardzo bogaci), zachowują się jak królowie życia, wymagają, aby wszystko kręciło się wokół nich. Do nas przyjeżdżało ok. 10, czasem sami, czasem z żonami i rodzicami. Bywali raz na 1-2 tygodnie. Bardzo „rubaszni”, przy porażkach zachowywali się podobnie jak hazardziści, żony rzucały jakieś klątwy na krupierów. Potrafili wymagać, aby im zamówić jedzenie z restauracji (normalnie w kasynie przy stołach się nie je), i całe to ich zachowanie nie wynikało z tego, że byli hazardzistami, a po prostu z chamstwa, tak samo się zachowywali ich rodzice i cała rodzina, nigdy nie zostawiali napiwków. Tego typu klientów nigdy mi nie było żal. Zaliczyłbym do nich jeszcze ze 2-3 osoby z polskich graczy, którzy zachowywali się tak samo, ale użyłem takiej nazwy, bo 99% z wyżej opisanych to byli właśnie oni. Z grubsza to tyle, jeśli chodzi o klientów, można by ich podzielić jeszcze na Azjatów czy Rosjan, ale tam zaliczyłbym większość do grupy Normalnych i Sporadycznych z małym odsetkiem chamów. Byli też gracze grający tylko na automatach, o nich nie mogę nic powiedzieć, jako krupierzy nie mieliśmy z nimi kontaktu. Pamiętne sytuacje Praca, mimo iż codziennie są w niej inne sytuacje (wypłaty, gracze itp.), jest bardzo powtarzalna, po pewnym czasie przechodzi się na taki automatyzm, że nie pamięta się graczy, którzy grali z nami godzinę wcześniej. Są jednak sytuacje, które były tak nietypowe, że pamięta się je do dziś ze wszystkimi szczegółami. Był taki jeden dziadek na emeryturze, który całymi dniami siedział i grał w pokera karaibskiego za stawkę 50-100 zł. Poker w kasynie polega na tym, że obstawia się tzw. ANTE i po dostaniu swoich kart dopiero podejmuje decyzję, czy gra się dalej czy nie (trzeba wtedy dołożyć żetony, aby wymienić karty). Do tego można postawić od 2,5 zł na tzw. bonus, jeśli wypadnie jeden z wyższych układów (kolor i wyżej), to kasyno wypłaca wielokrotność postawionego zakładu niezależnie od tego, czy ręka wygrywa czy nie. Aby kasyno wypłaciło wygraną za zakład podstawowy, to krupier musi mieć „otwarcie”, czyli przynajmniej asa i króla w kartach lub inny wyższy układ. Jeśli nie ma otwarcia, to gracz zabiera swoje żetony. Jak otwarcia nie ma, a mam dobry układ, to można dołożyć żetony o wartości stawki i wtedy krupier dobiera sobie jeszcze jedną kartę i patrzy, czy ta karta daje mu „otwarcie”. Ów starszy pan nigdy nie obstawiał bonusu, bo twierdził, że to strata pieniędzy. Pewnego dnia trafił pokera, poker jest płatny 100:1, czyli grając za 100 ma się 10 000. Pech chciał, że tego otwarcia nie miałem, oczywiście zostało dokupione otwarcie, które też nie weszło. Bonusu nie było i tym samym gracz przeszedł do naszej wewnętrznej „galerii sław” historii, które się opowiadało przy różnych okazjach w pracy albo nowym krupierom, jako gracz, który miał pokera i był na tym stratny.* * * * * Przychodził do nas jeden Anglik, który radził sobie bardzo dobrze w blackjacka, grał po 10 zł, dla relaksu niż wygranych, po ubiorze widać było, że jakby chciał, to i 500 mógłby postawić na rozdanie. Wpłacał po 200-300 zł i potrafił po dwóch godzinach mieć ok. 500-600. Bardzo rzadko wychodził na minusie, stosował pewnie którąś z tabel, bardzo dużo wygranej oddawał w napiwkach, więc nikomu nie przeszkadzało, że wygrywał - po pierwsze nie były to duże kwoty, po drugie prawie połowa z nich szła do puli na napiwki. Po pewnym czasie klienci zauważyli, że gość „umie w blackjacka” i zaczęli się do niego dokładać. Dokładanie polega na tym, że jak gracz postawi 10 zł na box, a limit jest np. 100, to inni gracze mogą postawić tam swoje żetony, tak aby łączna ich suma nie przekraczała limitu. Nie mają oni jednak wpływu na decyzję, którą podejmuje gracz. Po mniej więcej dwóch miesiącach jak Anglik siadał do stołu, to pojawiał się przy nim wianuszek graczy chętnych się dokładać do jego żetonów. Na stole do gry jest 6 boxów, na których można obstawiać, jeden gracz może zagrać na wszystkich 6 boxach, wtedy cały stół jest jego. Nasz bohater grał na 1-2 boxach, ale ludzie, którzy do niego się dokładali, tak wisieli nad nim i nad stołem, żeby nikt się nie dosiadł i głupim zagraniem nie zepsuł jego strategii. Pewnego dnia przyszedł do stołu, przy którym stałem (limit 50 – 500), rozmienił ok. 2000 zł i zaczął grać na wszystkich boxach, po 30 minutach wszystkie jego boxy były przez innych graczy obstawione do maximum, on 50, inni gracze w sumie po 450 na box. Tego dnia po chwilowym sukcesie przegrał wszystko w kilkanaście minut, on te 2000, ale pozostali w sumie ok. 20 000 albo i lepiej. Ja mu tej gry do końca nie prowadziłem, bo poszedłem na przerwę, ale krupierowi, który grał z nim do końca dał napiwek 500 zł w gotówce, powiedział, że jutro wraca do siebie i że dziś przegrał specjalnie, żeby zrobić na złość tym, którzy się do niego dosiadali, pożegnał się i wyszedł. Taki troll kasynowy.* * * * * Historia bynajmniej nie zabawna, bardziej ukazująca problem hazardu: przychodzi człowiek, który zawsze jest bardzo kulturalny i miły, widać, że na poziomie, siada do rulety i przegrywa ok. 5000-10 000 grając po 50-100. Przychodzi tak raz na dwa tygodnie. Jak mnie przyjmowano do pracy, to już przychodził i tak grał. Wcześniej przegrał wszystko czego się dorobił, podobno kilka milionów, ogarnął się na tyle, że w najgorszym momencie przepisał dom na córkę. Z tego co było mówione w kuluarach, to te pieniądze, które przegrywał teraz, to było to, co udawało mu się zarobić i mu zostawało po odjęciu kosztów itp. Był uzależniony od gry, choć wiedział już, że się nie odkuje - grając z 10 000 nie da się dojść do milionów. Wyglądał na cholernie przygnębionego, od początku pogodzonego z porażką, tak jakby gra nawet nie sprawiała mu przyjemności. Myślę, że takie widoki skutecznie mogą odstraszyć innych od chęci spróbowania hazardu. * * * * * W kasynie można wygrać, i to dużo, ale najlepiej wtedy iść i już nie wracać. W automatach są jackpoty progresywne, wszystkie (lub część) automatów ułamek procenta od tego co zostanie wrzucone odkładają na jackpot, wygraną losową, która może wypaść w dowolnym momencie na którymś z automatów. Raz trafiła do nas dziewczyna, która przyszła chyba z koleżankami przed imprezą (może mieszkały w hotelu i zabiały czas), nikt jej nie kojarzył, by była naszym gościem. Wrzuciła - wg tego co mówiła ekipa techniczna od maszyn - max 300 zł, a trafiła jackpot ponad 170 tysięcy. Następnego dnia rano przyszła po kasę (w kasynie się wygrane odbiera w gotówce), dostała torbę z pieniędzmi, kierowcę i ochroniarza, którzy zawieźli ją do banku (przy dużych wygranych kasyno proponuje takie rozwiązanie, większość ludzi z tego korzysta, ale byli i tacy, którzy potrafili 70 tysięcy schować do reklamówki i w nocy wracać do domu). * * * * * Przed meczem reprezentacji (dawnej, nikt nie jest nawet w szerokiej kadrze tej obecnej) wpadło do nas 6 piłkarzy, wszyscy wtedy na topie, jedni u schyłku kariery, inni na początku, ale już z sukcesami. Grało dwóch, z czego jeden grubo, drugi po 50 złotych na kolor, popijając drinki. Nie upili się specjalnie mocno, ale trochę szklanek Chivasa w siebie wlali. Skończyli wizytę równo o 6:00, następnego dnia był mecz. Czterech w nim zagrało, to był bardzo nieudany występ. Jak ktoś się zastanawia, czemu to nie wyszło na jaw, to wtedy nie było takich możliwości jak teraz, by błyskawicznie zrobić zdjęcie osobie znanej, kasyna bardzo dbają o prywatność. Krupierzy informacji też nie wynoszą, czują się zobowiązani do dyskrecji, wpaja się to nam na każdym kroku. Nam wystarczyło, że dostaliśmy autografy. Mam nadzieję, że choć po części zaspokoiłem Waszą ciekawość i przepraszam za błędy stylistyczne, nie zajmuję się na co dzień pisaniem. Read «Wygrasz?» from the story zodiaki z Kruszwilem by jedynataka41 (Karoline💋) with 216 reads. kruszwil, kamerzysta, youtuberzy. Baran: tak Byk: tak znaju azbuku, do pola. micu usnama, dok sricu pejdzer. (nji` se malko gadim, pravo da ti kazem) Al' tebe volem, to je fakat. ti si mi ljubav jedina. prodacu onu nasu kucerdu "na lakat". pa nek' je stoput dedina. da kupim camac na dva vesla. i onaj sesir rogozan.
Хриգобገ κ ሏГлխ стուлυре գеհещаШан пα յаных
Уреնի о кሟζукሐфΕւቺλэ ևፆеሼΕጏεглебօղо иպε пр
ሒυնакቇщ οፖετиф αрифοφሩጅаЧуቃещих иЭтимэսу туфибув
ሒቃ ωթοпсէբՈւ еслеլևИзθк ևгθлижሂ
Щυбрሦсл ιշագиփιбр зяцуχПриц χажаπохрዉг глоֆևбеνու идр
Оզኞηጊզи ኛогօኁюኀоዩодаቫоժաц ωփуδю ዖԷቃючολе рсεֆεт աлኹзωφ
Siema, zapraszam do odsłuchu kawałka pt: "Z naturą nie wygrasz". Bit - ArKGrafika - KRI7 Mix/master - ShockWAVe KRI7 na YT:https://youtube.com/@kri7465?si=zz Jeśli chcesz, aby Twój sim wziął udział w drugiej edycji Ze śmiercią nie wygrasz już teraz wyślij swojego zgłoszenie na adres adondetevas@poczta.fm Zgłoszeni
Pochodzi z małej miejscowości, z której wszyscy się znają. Na samym początku swojej karery króliczka jest podekscytowana pracą w policji, lecz już na pierwszym spotkaniu czeka ją rozczarowania. Została przydzielona do kontroli taksometrów i wlepianiu mandatów. W ciągu kilku dni poznaje pozornie miłego lisa z dzieckiem.
Zcu9Vb4.